poniedziałek, 16 czerwca 2014

Trzydziesty pierwszy

*mój punkt widzenia*
Ciężko przeżyłam jego wyjazd. Był dla mnie ostoją. Chciałam być przy nim cały czas. Chciałam sprawić mu prezent pod choinkę. Jakiś specjalny. Tylko jak zwykle nie wiedziałam co. Postanowiłam, że wybiorę się na spacer i może coś uda mi się znaleźć. Zgarnęłam papierosy, telefon, słuchawki oraz portfel. Zeszłam na dół ubrana w marmurkowe jeansy, i zwykły biały sweterek.
- Cześć ciociu! Lece na miasto poszukać prezentu dla Justina na gwiazdkę.
- Jasne kochanie a mogę cię prosić byś kupiła parę rzeczy do domu przy okazji - powiedziała wychodząc z kuchni ze szmatką w rękach
- Jasne. Żadne kłopot. - wróciła się do kuchni po i listę z zakupami i trochę pieniędzy.
- Jeśli możesz to kup to wszystko - podała mi listę - tu masz pieniądze, jak by zabrakło Ci to proszę dołóż ze swoich ja Ci później oddam a i ubierz się ciepło dziś ma spaść śnieg!
- Spoko. - Założyłam parkę i force'y - Ja już lece. Do zobaczenia ciociu!
- Pa kochanie! - wyszłam.
Postanowiłam że przejdę się po mieście sama. Jakoś nie miałam ochot na niczyje towarzystwo... No chyba że Justina. Szłam ulicami miasta, szukając czegoś co mogła bym mu podarować. Nic. Kupiłam sobie kawę i usiadłam na ławeczce. Nic nie przychodziło mi do głowy. Kiedy wyjęłam papierosy i chciałam jednego odpalić :
- BU ! - myślałam że dostane zawału - A co tak sama? - kiedy obróciłam się zobaczyłam Leo stojącego nade mną
- Hej! Co tu robisz?
- Wyszedłem na spacer bo jakoś tak nudziło mi się w domu. Mogę ? - Pokazał na wolne miejsce obok mnie
- Tak, tak jasne! - Usiadł
- A to co tak sama?
- Wiesz... Wyszyłam szukać prezentu dla Justina... Ale nic nie moge znaleźć. - zapadła cisza - Chciałam Cie przeprosić.
- Za co?
- Za to wszystko co się wydarzyło. Za to jak ...
- Rozumiem. Nie musisz mnie przepraszać. Miłości nie wybierasz. ona przychodzi sama. Nie wiesz kiedy i gdzie Cię dopadnie. To nie twoja wina - Uśmiechnął sie do mnie. Jedyne co umiałam powiedzieć, lecz w sumie to zrobić to uśmiechnąć się i spojrzeć w dół. Zaczął padać śnieg. Spojrzeliśmy obydwoje w niebo i zaczęliśmy się śmiać.
- To jak lecimy na zakupy ? - Powiedział po czy wstał i wyciągnął rękę w moją stronę
- Jasne. I nawet już chyba wiem co kupie Justinowi na gwiazdkę.
- To lecimy!

~*~*~*~*PIERWSZY DZIEŃ ŚWIĄT*~*~*~*~*

Była to moja pierwsza gwiazdka na której czułam się tak dobrze. Ja, ciocia i Fredo usiedliśmy razem do stołu i jedliśmy wcześniej przygotowane przeze mnie i moją ciocie potrawy. Po kolacji przyszedł do mnie Ross i Jeny z życzeniami. Było tak zimno na dworze, że pomimo mieszkania ze sobą dom w dom, oni przemarzli tak jak by przeszli całą ulice. Na ziemi leżało ok 10 cm śniegu. To były jednym słowem idealne święta. Moje pierwsze prawdziwe święte. Chciałam zadzwonić do Justina z życzeniami ale pamiętam jak on dzwonił do mnie w środku noc bo zapomniał o strefach czasowych. Postanowiłam więc, że złoże mu życzenia jak już wróci by nie popełnić tej samej gafy co on. Położyłam się dosyć wcześnie spać.
Z samego rana obudził mnie telefon. Od Justina.
-Halo... - mówiłam zaspanym głosem.
- Wyjdź na balkon kochanie, mam dla Ciebie niespodziankę. - Momentalnie otrzeźwiałam i wybiegłam na balkon. Kiedy zobaczyłam Justina stojącego pod balkonem myślałam że zaraz popłacze się ze szczęścia- Ta piosenka jest dla ciebie kochanie. - odpalił muzykę na telefonie i zaczął śpiewać "Christmas Love". Moje ręce, które zasłaniały moją twarz i wycierały moje łzy szczęścia, trzęsły sie jak opętane. Nie mogła uwierzyć w to co właśnie się dzieje. Byłam w niebo wzięta. Zanim on skończył piosenkę ja już byłam na dole.
- Justin! - rzuciłam się mu w ramiona z płaczem - Ale jak to możliwe..
- Normalnie. Przyleciałem specjalnie dla Ciebie.
- Kocham Cie - przytuliłam go jeszcze mocniej - ponad życie!
- Ja Ciebie tez misiu! Ja Ciebie też.
 Poszliśmy do domu. Justin został na dole w pokoju z moją Ciocią, ja za to musiałam iść się ogarnąć.

*oczami Justina*

Zostałem sam z ciocią Ani.
- Justin mogę mieć od ciebie prośbę.
- Tak oczywiście.
- Na łóżku w mojej sypialni stoją dwa pudełka. Przynieś mi z brązowego takie małe różowe pudełeczko. Dobrze?
- Tak oczywiście.
- Ale za żadne skarby tego świata nie dotykaj kremowego, jasne?
- Jasne. - powiedziałem lekko przestraszony, ponieważ mina Cioci Ani była z lekka przerażająca.
Wbiegłem na górę, po czym do sypialni. Tak jak mówiła, stały tam dwa pudełka. oba były otwarte. usiadłem przed nimi i zacząłem grzebać w tym brązowym. Coś nie dawało mi żyć i kazało spojrzeć w to kremowe. Spojrzałem czy nikt nie idzie ani nie patrzy. Ciekawość mnie przezwyciężyła. Musiałem zobaczyć co tam sie kryje. Kiedy zacząłem przeglądać zawartość, myślałem że moje serce wyskoczy mi z piersi. Miliony wycinków z gazet o tym jak mój tata potrącił kobietę. Myślałem, że dostane zwału. Wszystko zbierało się w jedną całość.
- To mój tata zabił jej babcie..... - wymamrotałem pod nosem.
- Justin! - krzyknęła Ciocia ani z dołu
- Już idę! - odkrzyknąłem. Zostawiłem wszystko tak jak było, wyjąłem pudełeczko i zbiegłem na dół.
- Proszę bardzo. - położyłem je nerwowo na stole. - Przepraszam najmocniej ale ja już muszę iść. Niech pani przeprosi Anie ode mnie.
Wybiegłem z mieszkania....





-------------------------------------------
To dopiero początek końca.