środa, 10 kwietnia 2013
pierwszy
A więc opowiem kim jestem i co zdarzyło w ostatnim czasie. Jestem Ania. Jestem 17 letnią Polką ale mieszkam w stanach dokładniej w Nowym Yorku. Przeprowadziłam się tam w wieku 16 lat. W tedy jeszcze wszystko było normalnie.Nie chciałam mieszkać w Polsce. nazbierała pieniądze na bilet lotniczy i mama pozwoliła mi na czas liceum polecieć do cioci Hani do Stanów. Cieszyło mnie to. Mogłam się uwolnić od kraju pełnego nietolerancji, chamstwa i prostactwa. Chodź tam też nie jest o niebo lepiej, ale zawsze coś. Pamiętam dzień wyjazdu jak by to było wczoraj. Był to poniedziałek, było mega ciepło jak na Polskę. Spakowałam do końca walizkę. Moja mama tego dnia chodziła tak jak by ktoś jej wyrwał serce. Pewnie dlatego, ze jej jedyne dziecko woli mieszkać z ciotką po drugiej stronie oceanu niż z całą rodziną tu. No cóż kiedyś ten dzień musiał nadejść. Co z tego że miałam 16 lat, byłam pewna tego co chciałam zrobić. Mój plan był taki, miałam wyjechać tam, zerwać kontakt z rodziną i w końcu zacząć normalnie żyć. Pewnie spytacie się dlaczego chciałam to zrobić. Moja matka nigdy nie traktowała mnie jak człowieka. Potrafiła mnie na wyzywać a gdy ja zaczynałam płakać, nie miała skrupułów by uderzyć mnie nawet po twarzy. Co prawda później przychodziła i przepraszała mnie za wszystko. Ale co z tego, zwykłe przepraszam nigdy nie wymaże moich wspomnień, tego bólu i siniaków. Mój ojciec za to był wojskowym i wprowadzał straszny rygor, ale on przynajmniej miał trochę serca i nigdy mnie nie uderzył. Potrafił wytrząchać się nade mną, pokrzyczeć ale nigdy w życiu nie podniósł na mnie ręki. Rodzeństwa nie miałam, jedynie cioteczne z którym nie miałam najlepszego kontaktu. Mój jeden dziadek był alkoholikiem a babcia bezduszną suką. Za to dziadkowie z drugiej strony zmarli zanim się urodziłam. Podobno byli wspaniali, byli przeciwieństwem tych dziadków. ; Gdy już spakowałam walizki, stałam już w drzwiach swojego starego pokoju, coś złapał mnie za serce. Zaczęłam myśleć, ze będzie mi tego wszystkiego brakowało. Po czym przypomniałam sobie ile łez z bólu i strachu wylałam tu, przeszła mi tęsknota i przyszła chęci jak najszybszego opuszczenia tego miejsca. Moja matka nie chciała mnie odwozić na lotnisko. Jak zwykle nie miała dla mnie ani grama serca. Jej pożegnanie było bardzo chłodne. Gdy podeszła by się do niej przytulić, ona jedynie objęła mnie delikatnie i powiedziała „Do zobaczenie kiedyś córeczko”. Dziwne było że nazwała mnie „córeczką”. Zawsze byłam szmatą, pizdą, gnojkiem małolatą ale nigdy córeczką. Wzięłam walizkę i zeszła na dół gdzie czekał na mnie w samochodzie tata. Podeszłam do samochodu, tata wysiadł bez słowa spakował walizkę i wrócił na miejsce kierowcy. Obróciłam sie przodem do bloku. Przeleciałam wzrokiem wszystkie pięta wiedząc, że własnie po raz ostatni widzę to miejsce. Popatrzyłam na stary plac zabaw który wyłaniał się z za bloku. To tam spędziłam najpiękniejsze lata swojego dotychczasowego życia, bawiąc się z ( jeszcze wtedy ) z przyjaciółkami. Przebierałyśmy się za księżniczki i bawiłyśmy się lalkami, albo grałyśmy w piłkę. Gdy przypomniałam sobie to wszystko usłyszałam głos taty :- Aniu jedziemy? Bo spóźnimy sie na samolot. – powiedział opierając się o drzwi samochodu.- Tak jasne tato. – powiedziałam podbiegając do drzwi i wsiadając do środka.Zapieliśmy pasy i ruszyliśmy w drogę na lotnisko. Patrzyłam przez okno oglądają szybko zmieniający sie krajobraz i nagle wyjechałam z mojego rodzinnego miasta. To było ostatni raz kiedy tam byłam. Nie rozmawiałam z tatą. Kiedy już zaczęliśmy dojeżdżać do lotniska , stanęliśmy na światłach i nagle tata odezwał się do mnie trochę przygnębionym głosem- Będę tęsknić za tobą kochanie – uśmiechnął się do mnie- Szkoda, ze tylko ty – wymamrotałam patrząc sie cały czas za okno- Mama też będzie tęsknić – poklepał mnie po udzie- Taaa. Na pewno – powiedziała zdegustowana. – Ja też będę za tobą tęsknić- Pamiętaj, zawsze możesz wrócić. - powiedział do mnie po czym ruszył- Dziękuje ale nie skorzystam – powiedziałam wracając do starej pozycji. Tata za smucił się i ze złością powiedział- Aż tak ci tu źle? Tak mało miałaś? Dostawałaś wszystko czego chciałaś! Nigdy niczego ci nie zaprawialiśmy ! Spełnialiśmy każdą twoją zachciankę i nadal ci mało?! – Wydarł sie- A może własnie w tym tkwi moja nienawiść i żal ?! – wyfurkałam – Zawsze dostałam prezenty ale jakim kosztem ?! Brakiem miłości ?! nie mocą w okazywaniu emocji ?! po za tym ciebie ciągle nie było …. siedziałeś w tej swoje zasranej pracy zamiast mnie wychowywać ?! A Matka ?! Biła mnie za każdym razem kiedy było to możliwe !! – wykrzyczałam.- Dzięki tej zasranej pracy miałaś IPhone’a, markowe ubrania i wszystko inne !!!- A może ja nie chciałam tego ?! A może ja chciałam waszej miłości i uwagi ale wy tego mi nie zapewniliście !!ojciec nic sie nie odzywał już do końca drogi na lotnisku. Na miejscu wyjęłam walizkę i ruszyłam w stronę wejścia. Tata wyszedł z samochodu i kiedy zaczęłam iść krzyknął- Do widzenia - krzyknął i machnął ręką. obróciłam się w jego stronę- Do zobaczenia kiedyś tatusiu - pomachałam mu uśmiechając sie. po raz pierwszy od paru lat powiedziałam do niego tatusiu. Weszłam na lotnisko i poszłam na odprawęGdy już wsiadłam do samolotu włączyłam telefon. Zastanowiłam się chwile a potem skasowałam numer matki i ojca oraz dziadków. W tym monecie zmieniłam swoje życie. Obok mnie usiadł chłopak z lat 18, brązowe włosy i pełne usta, w czarnej skórze i okularach przeciwsłonecznych. Był bardzo przystojny. Zagryzłam dolną wargę. Przejrzałam sie w telefonie, moje brązowe włosy do piersi były jak zwykle proste, moja grzywka na bok jak zwykle nie ułożona a moje brązowe oczy nie mogły odciągnąć wzroku od obicia chłopaka w telefonie. Nagle zauważył że sie na niego patrze i uśmiechnął sie do mnie perfekcyjnie białym i idealnym uśmiechem. Zarumieniłam się. Chłopak ściągnął okulary i u uśmiechnął sie do mnie- Mam ważnie czy mi sie przyglądasz? - powiedział zalotnie. Na te słowa zarumieniłam sie.- P-przepraszam. – powiedziałam zawstydzona. Moje poliki pokryły się lekkim różem.- Nie ma za co. Jestem Justin – powiedział uśmiechając sie i wyciągnął rękę w moją stronę- Ania. Miło mi. – podałam mu rękę.- Ania… Ładne imię – powiedział z uśmiechem – a wiec Aniu gdzie lecisz ?- Do Nowego Yorku. A ty ?- Również. Wracam do domu.- To ty tu nie mieszkasz ? - spytałam- Nie - uśmiechnął sie – moja mama i dziadkowie tu mieszkają. przylatuje do nich czasem. A ty po co lecisz do NY ?- Lece do ciotki. Odcinam się od rodziny i mam zamiar żyć swoim życiem.- Aha czyli wywalono 17-latka? – zapytał z naciskiem na wiek- 16-latka i nie wyzwolona tylko uwolniona od matki sadystki oraz ojca pracoholika - powiedziałam opuszczając głowę w dól. Chłopak poczuł, że wszedł na nieręczny temat i od razu go zmienił.- Do kiedy zostajesz w NY ?- Dotąd aż skończę szkołę. Przynajmniej na razie tak myślę. Chodź chciałam bym zostać do końca życia. – powiedziała a on jedynie się uśmiechnąłSamolot wystartował.- W końcu - powiedziałam z ulgą, nigdy nie latałam samolotem i byłam lekko przerażona.- Co pierwszy raz lecisz ? – powiedział zagryzając wargę- Tak… no i trochę sie boje. – powiedziałam z nie równym oddechem- Jestem tuż obok. Jak by coś się działo mów - uśmiechnął sie do mnie a ja do niego- A więc jesteś skazany na mnie ok. 10 godzin. – powiedziałam plotąc ręce na piersiach.- I ciesz mnie to – powiedział zadziornie a ja zarumieniłam się jak pomidor.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Twoja historia jest bardzo smutna. Opowiadanie aż poruszyło moje serce. Bardzo ciekawie piszesz, więc blog leci do obserwowanych :) Będę czytać go regularnie. Pozdrawiam ciepło i rób to co robisz. Trzymaj się :)
OdpowiedzUsuń